"Powrót z Bambuko" Katarzyna Nosowska

Na rynku wydawniczym krąży wiele książek tak zwanych niepisarzy. Ich autorami są ludzie znani z ekranu, muzycy, wielcy i mniejsi artyści, a nawet Ci znani wyłącznie z celebryckich ścianek.  Jednak niewiele z nich jest wartych naszej uwagi. Schemat moich czytelniczych  emocji w przypadku powyższych lektur był z reguły następujący: spontaniczny, radosny zakup, następnie po kilku stronach przypływ szczerego zainteresowania, na zakończenie bolesne rozczarowanie.

Aż trafia się taka perełka, jak ta. Jedna na milion, chciałoby się rzec. „Powrót z Bambuko” Katarzyny Nosowskiej jest jak terapia. To grzebanie w przeszłości i próba zrozumienia tego, co pozornie jest już za nami. Autorka, bezpośrednia niemal bez granic, bez jakiegokolwiek skrępowania opowiada historię młodości, jakże bliską każdemu czytelnikowi, któremu przyszło dorastać w latach 90–tych. Rodzice popełniali błędy wychowawcze i nie zapowiada się, aby obecnie matczyne i ojcowskie potknięcia zostały zupełnie wyeliminowane z naszej codzienności, ale z pewnością teraz dostęp do wiedzy na temat postępowania z małym człowiekiem jest łatwiejszy. Społeczeństwo wydaje się być bardziej świadome, jak wielką wartość ma dzieciństwo pełne czułości i zrozumienia, a dawne zwroty w stylu „dzieci i ryby głosu nie mają”, powoli stają się PRL-owskim wspomnieniem. Z książki wyłania się postać współczesnego człowieka, który nosi w sobie bagaż rodzicielskich oczekiwań, niepotrzebnych uprzedzeń i zakazów. Myślę, że o tym jest tytuł – o powrocie z narzuconego nam „bambuko” do siebie samych; o wyjściu na wolność z więzienia złych przekonań, odcięciu się od wkładanych nam za młodu do głowy prawd i racji wszystkowiedzących dorosłych.

To wielka sztuka pisać tak, aby Czytelnik musiał myśleć, zatopić się w temat, przeżywać autentyczne emocje, podróżować w czasie… A taką właśnie cudowną przygodą jest obcowanie z tą książką. Książka jest nietypowa, określiłabym ją jako tragicznie zabawną. Nosowska posypuje rany solą, jednocześnie (co jest niepopularne!) świetnie się przy tym bawi. Anegdoty, które przytacza z pewnością Was rozśmieszą, ale zapewniam, że jest  to raczej śmiech przez łzy.         

Jest w książce taki fragment. Nie mogę go teraz odnaleźć. W każdym razie autorka odkrywa w nim, że  nie można rozdzielić duetu wydech i wdech, bo  niekończący się wdech to byłoby istne piekło. Spostrzeżenie zapadło mi w pamięć. Staram się o tym pamiętać.  Kiedy pozwolimy sobie na wydech, na życiowe potknięcia, nastąpi ulga, nastąpi błogi odpoczynek. Polecam z całego serca „Powrót z bambuko”, ja jestem zachwycona.