"Najdroższa" Wanda Żółcińska

Obiad. Ciśnienie. Sprzątanie. Praca. Ciśnienie. Zakupy. Spacer. Czynności. Bez tchu. Bez przerw. Do przodu. A obok Ona. Mama. Najdroższa. Alzheimer uzależnia ją od córki, która z trudem łapie oddech, tonąc w morzu odpowiedzialności. Szerokie spektrum emocji zagubionej, młodej kobiety, która poszukuje wytchnienia od życia, gubiąc się w swoich uczuciach i myślach. 

Czytając miałam wrażenie, że tekst jest jakby nieskończony, a całość redakcyjnie niedopracowana. Jednak z każdą kolejną kartką dostrzegłam, że ten specyficzny sposób prowadzenia narracji jest celowym literackim zabiegiem. My - Czytelnicy, mamy poczuć się wręcz umęczeni codziennością głównej bohaterki i jej porozrywanymi na strzępy myślami. Wszystko po to, abyśmy mogli lepiej zrozumieć, jak trudna i przytłaczająca może być odpowiedzialność za rodzica, który nie jest już w stanie egzystować samodzielnie. 

Książka jest jak dziennik kogoś, kto stracił życiową równowagę i dryfuje przez życie niepewny dokąd zmierza i co przyniesie przyszłość. Jest jak zapiski z następujących po sobie dni, tworzone w pośpiechu, na kolanie, niezdarnie. Tu myśli zupełnie błahe, przeplatają się z silnym lękiem o matkę, o pracę, o siebie... Stopniowo bohaterka spada w przepaść zobojętnienia. Wydaje się jej, że nie jest już w stanie naprawdę doświadczać życia, że nie czuje już kompletnie nic. Powierzchowne relacje z mężczyznami, zawodowe, korporacyjne problemy, a przede wszystkich trud związany z codzienną opieką nad schorowaną matką, odbierają jej siły i wpędzają w marazm. Żyje obecnie w biegu, nie wiadomo, czy faktycznie nie może się zatrzymać, czy też podświadomie nie chce ani na moment przystanąć w obawie przed konfrontacją z własnymi pragnieniami i wewnętrznym strachem.  

Opieka nad osobą starszą to temat trudny i często bolesny. Rodzice otaczają opieką dzieci, a potem dzieci troszczą się o rodziców, jeśli jest taka potrzeba. Czyż nie tak powinno być? Brzmi banalnie i trudno z tym stwierdzeniem polemizować. Jednak, jeśli na to zagadnienie spojrzymy szerzej, nic tu nie jest oczywiste, ani łatwe. Często takim sytuacją, towarzyszą niezliczone dylematy. Czy szukanie opieki z zewnątrz jest etyczne? Czy opieka nad starszym, schorowanym członkiem rodziny wymaga całkowitej rezygnacji z siebie? Gdzie jest granica poświęcenia się dla drugiej osoby?

Ile nas, tyle historii. Moja babcia cierpiała na demencję starczą. Opiekowała się nią moja mama, która mimo swojej aktywności zawodowej, rytm każdego dnia podporządkowała potrzebom staruszki. Pamiętam, ile pracy i sił wkładała w dopilnowanie wszystkiego dokoła. Leki, zabiegi, karmienie. Moja mama i ja mieszkamy w innych miastach. Kiedy dzwoniłyśmy do siebie, z naszych rozmów wynikało, że mamy obie podobne obowiązki, ja przy dzieciach, ona przy babci. Karmienie, spacer, kąpiel... Jednak była jedna podstawowa różnica w naszej codzienności. Dostrzegałyśmy ją obie bardzo wyraźnie. Moje matczyne starania były nagradzane zachwytem nad rozwojem dzieci, słodkim guganiem z rana, pierwszym "mamo!" i wyrastaniem kolejnych ząbków. Natomiast wysiłek mojej mamy, przynosił jedynie ból obserwowania, jak z dnia na dzień bliska osoba gaśnie i stopniowo nas opuszcza.

Starość jest częścią życia, z wiekiem z reguły nabieramy do niej szacunku i pokory. Obiecałam sobie dziś, że będę bardziej dbać o moich Najdroższych, bo cóż więcej zrobić mogę...