"I co ona ma zrobić?" Holly Bourne
Lubię malować usta czerwoną szminką. Nie dlatego, że
chcę wyglądać atrakcyjniej, choć podobno ten kolor dodaje życia mojej bladej
cerze. Ale przede wszystkim po to, aby poczuć się silniejszą, nieco
odważniejszą i obudzić moją pewność siebie, która czasami niestety
przysypia.
Nie wiem, jaka była motywacja nastoletniej Lottie, gdy
pewnego poranka wybrała właśnie ten kolor pomadki. Wiem natomiast, że jej
karminowe usta nie tłumaczą podłego zachowania dwóch napotkanym wówczas
mężczyzn, których ofiarą padła.
Doświadczenie molestowania sprawiło, że wraz z
przyjaciółkami - Amber i Evie, przystępuje do odważnego projektu. Przez
miesiąc, w konkretny, ustalony wspólnie sposób, będą reagowały na wszelkie
zaobserwowane przejawy seksizmu. Dziewczyny mają oczy otwarte szeroko, widzą najdrobniejsze przeczące równouprawnieniu drobiazgi. Wiele z nich dokumentują,
nagrywają, tworząc własną feministyczną kampanię.
Zaskakujące, jak wiele takich zdarzeń ma miejsce w
naszej codzienności i na jak wiele z nich nauczyliśmy się przymykać oko.
Począwszy od różnych cen tożsamych towarów oferowanych kobietom i mężczyznom,
kończąc na traktowaniu kobiet w sposób stereotypowy i deprecjonujący w
szkołach, domach, biurach.
Podobno "I co ona ma zrobić?" to książka dla
młodzieży. Być może tak właśnie jest. Ale tematy, które porusza infantylne i
błahe nie są. Feminizm, seksizm i ta determinacja do walka z systemem kreślą
uniwersalną historię, skierowaną nie tylko do młodych odbiorców. Autorka
obdarowuje swoich bohaterów elokwencją i przemyśleniami, w mojej ocenie trochę
ponad ich wiek. Jednak dzięki temu, czytelnik odzyskuje wiarę, że nowe
pokolenia nie powielą błędów swoich poprzedników i zrobią coś dobrego z tą,
momentami absurdalną, zaściankową rzeczywistością.
I jeszcze jedno, w książce Holly Bourne ważną rolę
odgrywa nasza babska solidarność, której mocy nie sposób przecenić. Wsparcie
daje siłę, pozwala wychodzić z kryzysów, podnosi z kolan. Co tu dużo gadać,
potrzebujemy siebie nawzajem kochane i oby to się nigdy nie zmieniło.
Mam prawo do decydowania o sobie. Mam prawo do
dowolnego odcienia na ustach i mam prawo żyć wbrew oczekiwaniom innych.
Dojrzałam do pewnych prawd, potrafię wyznaczać sobie cele, ale też bronić
swoich granic. Czy było tak zawsze? Pewnie, że nie! Budowanie swojego
światopoglądu z reguły zajmuje nam wiele lat, a ja nie byłam wyjątkiem od
tej reguły. Czy chciałabym już jako nastolatka mieć tyle odwagi i determinacji,
co Lottie? Zdecydowanie tak!
Chcę wierzyć, że wśród obecnej młodzieży, znajdzie się co najmniej jedna taka Lottie. I pewnie teraz zabrzmię, jak starsza Pani, co to już zna świat i swoje przeżyła, ale chciałabym, aby moja córka nie czuła się nigdy ograniczona swoją kobiecością, a w razie potrzeby była gotowa walczyć o prawa swoje i innych kobiet.