"Halt. Zapiski z domu trzeźwienia" Jakub Zając

"Chory sypiałem, by nie pić. Uleczony sypiam, by pić, a na białej kartce bezsennych nocy odciskam wciąż ten sam, czarny charakter pisma" 

 

Sami jesteśmy w naszych życiowych decyzjach ostatecznych, sami kiedy toczymy walkę z własnymi demonami i sami, kiedy alkohol przyciska nas swoim butem do ziemi, próbując rozdeptać jak robaka. Walka z piciem, to nic innego, jak stawianie czoła przenikającej nas samotności, którą maniakalnie próbujemy z siebie spłukać. Chcemy tym całym alkoholem zalać to wszystko, co przykleiło się niechciane do gardła i dławi nas każdego dnia. 

Tak sobie myślę, że alkoholizm rodzi się w bólu, do końca niezdefiniowanym i nieokreślonym, umiejscowionym gdzieś pomiędzy głową, a sercem. Leczenie natomiast wymaga, nazwania tych metafizycznych dolegliwości i zezwolenia na powolne zabliźnianie się odnalezionych w nas samych ran.     

Zawsze byłam łasa na poezję, na cudowne słowa i emocje. Jednak nie spodziewałam się, że znajdę piękno liryki właśnie tu - w książce o chlaniu. Że można ten cały brud walki z nałogiem, oblec w tak poetyckie metafory i rozbudowane zdania. Miałam niebywałą przyjemność, czytać coś na kształt prozo-poezji, bo choć to przecież proza najprawdziwsza, to ilość zgromadzonych emocji i autentyczność, zapewnia doznania właściwe najszczerszej liryce. 

"Halt" jest jak drzwi do przedziwnych stanów cudzej świadomości. Czułam jak włażę z butami w czyjeś cierpienie i się w nim bezczelnie taplam. Stałam się cichym, wnikliwym obserwatorem czyjegoś upodlenia, a potem podnoszenia się z kolan. Taka lektura otwiera nam szerzej oczy, pomaga zrozumieć drugiego człowieka, ale też jest przestrogą, aby w życiu ponad wszystko cenić wolność i nie stracić jej przez wyniszczający nałóg.

I choć znalazłam w swoim mieście bajecznie kolorowe graffiti, zmieniam zdjęcie w poście na czarno-białe, bo chyba takie jest picie dla alkoholika, wóz albo przewóz, chlasz albo nie chlasz, zdjęcie kolorowe, albo czarno-białe, półśrodków nie ma i nie ma barw pośrednich.