"Ruth i Pen" Emilie Pine

 "Dźwięki przenikają jej ciało, a muzycy i muzyczki właściwie nie patrzą na publiczność, tylko na swoje instrumenty, swoje pulpity. Nie na ludzi. Pen wyobraża sobie, że są tacy, jak ona, przynajmniej niektórzy". 

Dwie bohaterki i dwie zupełnie różne historie, zamknięte w pięknej, wartościowej powieści. Przeżywamy z Ruth i Pen zaledwie jeden dzień z ich życia, ale to wystarcza, abyśmy zrozumieli, w jakim emocjonalnym potrzasku, znalazła się każda z nich. 

Bohaterki się nie znają. Dzieli je w zasadzie wszystko. Ruth i jej mąż Aidan marzą o dziecku, za nimi wielokrotne nieudane próby zapłodnienia in vitro, co jest trudną próbą dla ich małżeństwa. Podglądamy też świat Pen, nastolatki poszukującej prawdy o sobie i swoich emocjach, będącej w spektrum autyzmu. 

Próżno szukałam w powieści momentu, w którym autorka splecie ze sobą te dwie historie. Bohaterki co prawda zetknęły się ze sobą dwa razy, ale w sytuacjach niewpływających zupełnie na dalszy przebieg fabuły. Więc dlaczego, te dwie historie zostały opublikowane jako jedna powieść? Przyszło mi do głowy, że może właśnie dla kontrastu. Mamy Ruth, dojrzałą mężatkę, która podejmuje usilne próby zostania matką, co jest zgodne z pewnym utartym, akceptowanym społecznie wzorcem kobiecego szczęścia. Po drugiej stronie jest Pen, której zachowania i emocje, znacznie odbiegają od tych uznanych przez społeczeństwo za typowe. 

A co łączy tytułowe Ruth i Pen? Myślę, że poszukiwanie prawdy o sobie i swoich pragnieniach, a także silna potrzeba odkrycia, co jest dla każdej z nich w życiu naprawdę ważne.